Dowództwo dla komandosów

fot. ze zbiorów Marty Murzańskiej-Potasińskiej

Dowództwo dla komandosów

Rozmowa z gen. dyw. Włodzimierzem Potasińskim

Dowodzenie siłami specjalnymi to duże wyzwanie. Ponadto nowy człowiek w tej branży zawsze budzi zainteresowanie.

– Wyzwania się nie przestraszyłem, a z tym środowiskiem jestem od dawna związany. Jako szef Zarządu Rozpoznania w Dowództwie Wojsk Lądowych odpowiadałem za operacje specjalne i podlegał mi wówczas 1 Pułk Specjalny Komandosów. Szkoliłem się również w tej specjalności w Stanach Zjednoczonych.

Od czego powinniśmy zacząć rozmowę o zadaniach stojących przed Do­wództwem Wojsk Specjalnych?

– Najlepiej od definicji, bo nie jestem przekonany, czy używając określenia wojska specjalne, wszyscy wiemy, o czym mówimy. A z nieścisłości mogą wynikać różne komplikacje. Na przykład w batalionach rozpoznawczych były doskonale wyszkolone kompanie dalekiego rozpoznania, nazywane specjalnymi. I, niestety, wykorzystywano je do ochrony stanowisk dowodzenia i pilnowania dowódców dywizji.

Oddziały specjalne często wykorzystuje się, balansując na granicy prawa.

– Przeciwnik, jeśli jest to na przykład terrorysta, ma przewagę, gdyż nic go nie ogranicza w działaniu. Dla żołnierzy sił specjalnych linia prawa jest bardzo cienka, jednakże nieprzekraczalna. I dlatego decyzje o ich działaniu podejmowane są często na wysokim szczeblu.

Co z doskonale wyszkolonym, mocno już „wyeksploatowanym”, ale jeszcze młodym komandosem zrobić po zakończeniu służby w pierwszym szeregu?

– Nie wolno zmarnować tak kosztownej inwestycji, nie mówiąc już o ludziach. Nie wolno również wypuścić w świat znakomitego wojownika poza jakąkolwiek kontrolą. Powinien mieć jasno określoną przepisami drogę kariery, od selekcji do późnej i zasłużonej emerytury. Aby przypadkiem nie stanął po drugiej stronie barykady.

Pomysły dotyczące takich gwarancji pojawiały się już na początku tworzenia formacji GROM, i do tej pory są to głównie pomysły…

– Dowództwo powstało właśnie między innymi i po to, by żołnierze działań specjalnych podczas pełnienia misji bez obaw myśleli o przyszłości. Po zakończeniu służby w pierwszej linii stanowiska powinny na nich czekać!

Znany i ceniony w świecie GROM bez systemu, bez logistyki, bez wsparcia, bez lotnictwa… był dotąd nie tylko gwiazdą, ale również „sierotą” w naszym kraju. Mógł działać jedynie z sojusznikami.

– Teraz tworzony jest system dowodzenia oparty na dokumentach normatywnych, dających podstawę do przygotowania i prowadzenia działań specjalnych. W systemie obok GROM-u, Formozy i 1 Pułku Specjalnego Komandosów znalazły się wreszcie pod wspólnym dowództwem jednostki dowodzenia, łączności i logistyczna. Natomiast nie ma potrzeby tworzenia odrębnej jednostki lotniczej, bo każdy samolot czy śmigłowiec wymagają rozbudowanej bazy i mnóstwa ludzi do obsługi. Zmierzamy w kierunku wydzielenia elementów lotniczych, z podległością operacyjną dowódcy Wojsk Specjalnych. To pozwoli wykorzystywać potencjał bez tworzenia zaplecza. Nie możemy rozbudowywać elitarnych sił do monstrualnych rozmiarów. Powinny być małe i zwarte.

Czy to prawda, że Dowództwo Wojsk Specjalnych wchłonie 25 BKPow. i elementy 6 BDSz?

– Jeśli taka będzie wola przełożonych, to możemy wchłonąć również batalion czołgów. Tylko po co? Moim zdaniem, im więcej jednostek, tym mniej mówimy o Wojskach Specjalnych. Wymienione znakomite formacje mogą nas wspierać w różnych sytuacjach.

A czy będzie możliwość wykorzystywania, w razie potrzeby, jednostki GROM w kraju?

– Ze względu na specyfikę GROM-u i współczesne zagrożenia powinny istnieć rozwiązania dające taką możliwość. W jaki sposób i kiedy, to jest kwestia do dyskusji na najwyższych szczeblach.

Trzy formacje specjalne były podporządkowane trzem różnym przełożonym. Czy dziś trudno dopasować je do siebie?

– Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie będzie zacierania różnic. W czołówce ze względu na wyposażenie, wyszkolenie i mentalność jest z pewnością GROM. Pozostałe z wielu powodów nie mogły się rozwijać w tym samym kierunku. Zawsze będą różne ze względu na zadania. Muszą się jednakże pod wieloma względami do lidera zbliżyć.

A skąd do sił specjalnych będziemy brać żołnierzy?

– Jednostka taka jak GROM musi mieć możliwość doboru ludzi nie tylko z wojska i nie tylko z resortów mundurowych. Podobnie zresztą, chociaż może nie na taką skalę, jak Formoza oraz 1 PSK. Bariera międzyresortowa, która działa w obie strony, utrudnia rotację i powoduje obniżenie stopni.

Kiedy Dowództwo Wojsk Specjalnych ogłosi gotowość do działania?

– Nieistotne jest kiedy, bo najważniejsze jest wypracowanie dokumentów normatywnych, dających moc sprawczą i gwarancję, że żołnierz idzie do walki z poczuciem bezpieczeństwa, wiedząc, że nikt go później nie będzie ścigał, bo miał prawo wykonać zadanie, które postawił mu przełożony.

Należało się spodziewać, że bez biurokracji nie ruszymy.

– To jest konieczność, a nie kaprys. Najważniejsze jest przygotowanie dokumentów, struktury, planu zakupów wyposażenia… Jest to ogromna praca zespołowa. Wielką rolę do odegrania ma tu Sztab Generalny wypracowujący dokumenty mówiące o naszych potrzebach, możliwościach i uprawnieniach oraz Departament Kadr opracowujący rotację, system szkolenia kursowego za granicą i w kraju, dobór ludzi, przepisy kadrowe. Dopiero na mocy tych przepisów można budować strukturę zdolną do wykonywania zadań. Wówczas mój następca będzie kontynuował osiąganie gotowości poszczególnych elementów systemów.

Dowództwo Wojsk Specjalnych jest dziś w pełni przygotowane do pełnienia swojej funkcji?

– Dowództwo jest nowe. Wojska specjalne nie funkcjonowały dotąd w zakresie strategicznym, nie ma więc specjalistów w stopniach podpułkowników czy generałów, którzy byliby w stanie planować i kierować działaniami specjalnymi na szeroką skalę w środowisku międzynarodowym. W dowództwie przygotowujemy jedynie propozycje i uzasadnienia, a powstawaniu nowej struktury musi towarzyszyć praca zespołowa całych Sił Zbrojnych RP.

W Dowództwie Wojsk Specjalnych nie ma wielu komandosów praktyków.

– Sztuką jest pracować z tymi, którzy są, a nie z tymi, z którymi by się chciało. Nie do końca miałem wpływ na to, kto przyszedł, bo dopasowywano ludzi wykształceniem do stanowisk, a w jednostkach specjalnych nigdy nie było wysokich etatów. Oficerowie siedzieli tam po piętnaście lat na stanowiskach kapitańskich, majorowskich. Nie kończyli studiów, bo nie były im potrzebne. Chcieli tam siedzieć i być komandosami. Jednak powinniśmy mieć wpływ na dobór ludzi, bez naginania przepisów i łamania prawa. Trzeba stworzyć zasadę umożliwiającą dobranie oficerów, również na szczeblu dowództwa, spośród tych z brakami w formalnym wykształceniu, ale za to z ogromną praktyką. Chcemy promować tych ludzi.

Dowództwo ulokowano w Bydgoszczy, ośrodek decyzyjny w stolicy, jednostki pod Częstochową, nad Bałtykiem i pod Warszawą, a ośrodek szkolenia ma zostać wybudowany na poligonie pod Szczecinem. To tak dla ogłupienia przeciwnika?

– Miejsce ulokowania dowództwa musi być uzasadnione operacyjnie. Na pewno nie tam, skąd nie będę miał możliwości wpływania na wydarzenia.

A co się stanie w sytuacji kryzysowej?

– Jeśli w reagowaniu kryzysowym Dowództwo Wojsk Specjalnych będzie odpowiadało za planowanie i kierowanie działaniami, wydarzenia potoczą się błyskawicznie. Proszę sobie samemu odpowiedzieć na pytanie…

A budujemy w Jaworzu centralny ośrodek szkolenia?

– Polska zadeklarowała zbudowanie obiektu i włączenie do Federacji Międzynarodowych Ośrodków Szkolenia Wojsk Specjalnych. Jest to kosztowna koncepcja, ale czy to będzie obiekt natowski, zobaczymy. Zastanawiam się, kto pójdzie pracować na odludzie i zabierze tam ze sobą rodzinę? A na taki ośrodek wcale nie potrzeba połowy poligonu, bo są dogodniejsze miejsca.

 

Rozmawiał Piotr Bernabiuk

„Polska Zbrojna” nr 41, 7 października 2007, s. 12-13